Muffinek wyszedł mi dosyć specyficzny, bo wyjmuję go z zamrażalnika - który nie jest jakoś wyjątkowo mocny, jeśli macie dobrze chłodzącą lodówkę, powinna wystarczyć - i z formy silikonowej, i po minucie, dwóch zjadam, bo gdybym poczekała tak z 10-15 minut, to by się pewnie trochę za mocno rozpuścił na talerzu. ;) Ale się nie przejmuję, bo dobre. Jako deserek, taki na głodnego luncha albo drugie śniadanie, pasuje.
Składniki:
- 2 banany
- około 25 g kakao (wyjdzie mocno kakowe)
- około 20 g orzechów
- 10 g mąki - powinna być któraś z tych słodkich - np. kokosowa albo orzechowa. Ja niestety takiej nie miałam, więc użyłam amarantusowej, co spowodowało, że całość wyszła wyraźnie za mało słodka. Dlatego:
- miód - ile komu do smaku
- olej kokosowy - dałam łyżkę - też dla smaku i żeby się lepiej zlepiło wszystko
+ miód do polania i orzechy do posypania :)
Wszystko zmiksowałam ze sobą - banany, mąka, kakao, miód, olej kokosowy. Na koniec dodałam orzechy i wymieszałam. Masa trafiła do foremek i do zamrażalnika. Pseudo-muffinek wyszło 8, z masy wynoszacej około ponad 350 g, więc warto miec kogoś, żeby się z nim podzielić tym deserem.
Wartości masy, bez dodatkowego miodu czy orzechów, na 100 g (około):
258 kcal.
9,7 b.
11,6 tł.
25,6 w.